Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 1.djvu/202

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

drogą, która co chwila inny, coraz bardziéj malowniczy widok przedstawia.
W jesieni i na wiosnę spotyka się tu roje turystów przebiegających ten gościniec sławiony nie nadaremnie ze swéj piękności, z pospiechem który im ledwie przelotne po sobie zostawia wrażenie. Rzadko kto o kiju, powolniéj mija rozpatrując się baczniéj te czarowne brzegi, rozmiłowawszy się w ich wdziękach; a inaczéj dobrze się z niemi poznać nie można.
Podróżni nasi nie spieszyli wcale, wiedzieli że dla nich dwóch znajdzie się wszędzie miejsce na spoczynek, jakieś Albergo lub Trattoria wiejska ze swą izdebką na górze, z rybką i sałatą, z winem del paëse mniéj więcéj znośnem i na wieczór lampką rzymską, przy któréj spocząć miło po całodzienném strudzeniu, ale pisać i czytać dość trudno. Świece jeszcze rzadko gdzie cywilizacya wprowadziła...
Zmęczonym po drodze łatwo było wszędzie dostać parę spokojnych osiołków na których grzbiecie można choćby zadrzemać, tak łagodnie noszą, przywykłe i ludzi i delikatniejsze nad nich przewozić przedmioty.
Upał dnia już był zupełnie ustał, gdy podróżni