Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 1.djvu/200

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

którego zrazu nie postrzegli, zrobiła bardzo zły wybór... Nie wiecie też czy zostają? jadą? dokąd?
— Zdaje się że jadą; dokąd? nie wiem doprawdy, rzekł Jakób.
— Nie wiecie? naprawdę?
— Nie wiem; zapewne po Włoszech...
— Podróż najoszczędniejsza — dodał Duńczyk zfrancuziały — może ją dla tego Moskal wybrał... można ją odbywać, jakem się przekonał, nawet nic nie jedząc, tyle się napołyka pyłu na gościńcu. Ja także pojadę, ale chyba morzem, wolę już nudności okrętowe... niż niestrawność z napchania się gliną... Ale wprzód muszę piękną Colomi pożegnać, nie tracę nadziei że ją na Moskalu zdobędę... trzeba zawsze szczęścia probować.
— On to nazywa szczęściem! zawołał cygan, powoli szukając nowego cygara... śmieszny! nie wie że takich Lucii we Włoszech, bez żadnego szczęścia, można dostać ile się podoba... na towarzyszki podróży...
— Takich? podchwycił Iwaś... to wątpię, tak miłych, dowcipnych i dobrych istot jak mi się ona wydaje, nie ma nigdzie wiele...
— A! prawda! oblała was wodą! rozśmiał się cygan, zawsze to dowodzi istotnie serce niezgor-