Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 1.djvu/177

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

widziała w nim zesłańca, co jéj kraje nadziemskie zwiastował.
Otoż i koniec powieści... jedno uczucie ciche, niewyjawione, w sobie zamknięte...
Chodzili tak po ogródku i starczyło im dwóch słów by byli długo szczęśliwi, widzieli się raz we dnie z daleka, we wzroku swym czerpiąc do życia siły.
Nigdy nawet ten wyraz — miłość, ust im nie pokalał, była to nie namiętność młodzieńcza ale dziewicze, braterskie uczucie, instynktowe, nie wymarzone w głowie, ale wywołane serc jednako bijących potrzebą.
I mieli chwile rajskie milczenia jak poemat wymównego, rozmowy pół-słowy niezrozumiałe dla nikogo, szczęścia wieki w uśmiechu, pamiątki najdroższe w rzuconym kwiatku — wszystko co wiek późniejszy dzieciństwem nazywa, czego się zeschłe serce zapiera, z czego rozum obumarły szydzi...
Miłość ta niewidomą przeszła dla świata, pozostała najzupełniejszą tajemnicą i ani ojciec, ani podejrzliwa guwernantka nie domyślali się jéj wcale. Ojciec nawet znajdował czasem że córka była nazbyt nieśmiałą i zimną dla wychowańca domu, a Miss... wyśmiewała niezgrabstwo chłopaka gdy drżą-