Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 1.djvu/151

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

szczył mimowoli brew, zacięły mu się usta, ale ten przelotny wyraz znikł natychmiast pod konwencyonalnym uśmiechem powitania; kobieta instynktowo podniósłszy głowę, zobaczyła go także, cofnęła się i jakby przerażona krzyknęła.
Głos ten dopiero ocucił Jakóba który pospiesznie, zdjąwszy kapelusz, przywitał idących stając z boku drogi.
— Cóż za najdziwniejsze w świecie spotkanie! rozśmiał się sucho podając rękę Jakóbowi nieznajomy, niezbyt serdecznie może ale z grzecznością wielką. I spiesznie dodał:
— Jakże? zkądże? dokąd? i co ty tu robisz?
Kobieta uspokojona podniosła oczy, wpatrzyła się długo, uśmiechnęła smętnie i dodała:
— To prawda że dziwne spotkanie. Głos jéj był nieco drżący.
— Najdziwniejsze, najniespodziewańsze a najszczęśliwsze dla mnie, zawołał Jakób ze wzruszeniem, wracam po dość długiéj pielgrzymce do kraju. Chciałem przebiedz i poznać tę część Włoch sławną ze swéj piękności, szczególniéj drogę nadmorską. Wypadek wstrzymał mnie nieco w Genui.... Dziś, przed chwilą w towarzystwie innych podróżnych podziwiających cudowny głos pani, stanąłem