Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 1.djvu/150

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dował sobie cały spójny system na obronę, cały program życia, od którego nie mógł nigdy odstąpić. Na straży stał temperament i wykształcenie ułomne. Wszystko to tak było widoczném, że ubogi nie byłby go, rzuciwszy nań okiem, ani próbował poprosić o jałmużnę, spotkawszy się z nim sam na sam; — przy mnogich świadkach — może.
Pomimo nader grzecznego obejścia z kobietą, która widocznie zdawała się być jego żoną, czuć było w ich stosunku niedolę i niewolę; ciągnąć się ją zdawał za sobą jak ofiarę. Ona szła jakby nie wiedząc co czyni, nie patrząc nawet przed siebie, on poziewał roztargniony.
Jedno spojrzenie na tę kobietę natchnęło wszystkich domysłem, że ona to być musiała ową tajemniczą śpiewaczką.
Jakób stał ciągle jak wryty, jakby nieprzytomny; zdawał się nie rozumieć że był na drodze właśnie, którą z ulicy ci państwo przechodzić musieli, aby wejść na Aqua Sola, ku któréj dążyli widocznie. Oczy jego wlepione były w kobietę, która go dotąd niepostrzegła, bo wzrok miała w ziemię wlepiony. Roztargniony jéj towarzysz nie widział także Jakóba, i zobaczył go dopiero o krok stanąwszy od niego. Nagle postrzegłszy go namar-