Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 1.djvu/138

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Nie osierocił nas zbytecznie, podchwycił Iwaś — żałoby po nim nie włożymy.
— A! ja go żałuję, rzekła Lucia, możnaby łatwo zrobić z niego wcale znośnego człowieka, tylko jest jeszcze jak orzech włoski, w młodéj a gorzkiéj łupinie.
Signora, przerwał Jakób — ta łupina ręce wala, niech go sobie kto inny z niéj obiera.
Zaczęli się wszyscy śmiać. Moskal sumował.
Aqua Sola! jak to ślicznie brzmi! zawołała wiodąc ich za sobą ulicą Włoszka, a jakie to małe, skromne i — prawdę powiedziawszy — nudne... Kilka drzew, odrobinka wody, dużo ciżby... pył się znajdzie a morza ledwie widać kącik. Povera Genova!
— No! a myż! zawołał Moskal, my cośmy sobie po niéj tyle obiecywali?
Francuz duński korzystając z ewolucyi przechadzki przysunął się natrętnie do Włoszki, było to nawet dosyć niezręcznem i wyraźnem. Ta spojrzała na niego z góry i uśmiechnęła się prawie z politowaniem. Zdradził się tym ruchem, a uśmiech, gdyby go był dostrzegł, odpowiedziałby mu wyraźnie.
— Nie miéj nadziei.