Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 1.djvu/139

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Francuz go szczęściem nie zobaczył, a nawet widząc nie byłby stracił odwagi wrodzonéj, choć pozornie. Włoszka widocznie mu głowę zawracała. Ona była więcéj zajęta Iwasiem niżeli innymi. Po chwili ucinanéj rozmowy, zapytała go z cicha.
— Pan jedziesz do Polski?
— Tak jest! rzekł wzdychając Iwaś.
— Ja jestem przesądną! dziwnie przesądną, mówiła daléj — wybieram się właśnie także do Polski... Uważam to za coś bardzo znaczącego żem na drodze tak miłą zrobiła z Polakiem znajomość.
— Pani się wybierasz do Polski? smutnie zapytał młody człowiek... ależ Polska, pani, to dziś w ustach Europejczyka, abstrakcya. Tyle jest różnych Polsk... a nie ma jednak Polski; Polska moskiewska, Polska kongresowa... Polska pruska, Polska austryacka...
— A! tego ja nawet nie wiem do jakiéj ja jadę — ale, proszęż mi powiedzieć, w któréj leży Warszawa? spytała Włoszka.
Jest to moje jakby rodzinne, tak ukochane miasto, odpowiedział Polak, jedna z dawnych stolic Polski, ostatnia... dziś owéj naszéj idealnéj, Polski któréj nie ma — stolica... miasto stołeczne kongresowéj.