Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 1.djvu/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Ale na teatr jeszcze może być czas, odparł zimno cygan dobywając zegarka.
— Tak! ale gdyby ona nadeszła, rzekł Francuz, ona! ona! c’est l’inconnu! c’est l’inprevu! Jak myślicie, dorzucił nagle, ta ona, kto to może być?
— Dawna artystka, lub artystka jeszcze... rzekł cygan, sama to przecie wyspowiadała, kapłanka Thalii, wątpię, ażeby razem była Westalką... hm!
— Wdowa! wdowa! dodał Luca, mówiła o tem.
— Tak! przypominam się — wdowa, c’est bien porté, wdowa... ale ma aż dwóch wzdychających na nieszczęście, rzekł Francuz... Rossyanina i Polaka... Nie wiecież panowie, co to za jedni? bogaci? ubodzy? dawno z nią?
— Nie wiem, odparł cygan sucho.
Chi lo sà! rozśmiał się Primate.
— Ale Rossyanin wiemy że jest wygnańcem, przerwał rozweselony także Barbaro. Jeśli z ojczyzny się ratując zabrał z sobą sakwy — może być niebezpiecznym, gdyż Moskale bywają bajecznie bogaci... i powszechnie każdy z nich ma wydzieloną przez rząd kopalnię złota... Ale ratując głowę od stryczka może nie uratował worka i posiada tylko osobiste przymioty... naówczas staje się plus vulne rable. Polak zaś, Galicyanin, młody... młodość to