Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 1.djvu/114

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

co największa, niesłychany spokój. Nie rozgniewał się on nigdy, nie dał najmniejszéj oznaki niecierpliwości, znosił z rezygnacyą, cieszył się nawet powodzeniem z umiarkowaniem. Nie był wielomownym wcale, słowo wychodziło z ust jego z rozwagą, powolnie ale stanowcze. Wiedziano że gdy przyrzecze, dotrzyma nieochybnie, choćby z widoczną dla siebie stratą. Przywiązany do swojéj wiary i obyczaju, nie był fanatykiem; rzeczy religii, nawet pytany o nie, nigdy nie tykał.
Ta wyrocznia miasteczka i okolicy szanowana tak powszechnie i przywykła do tego poszanowania długiém życiem, nie miała nawet dumy, któraby łatwo mogła się w niéj zrodzić; nie kazał się szanować, ale miał coś w sobie, co zmuszało do szacunku.
Było to bardzo dziwném że Abraham, który rzadko gdzie bywał, zaszedł do naszego domostwa; tak dalece dziwném, iż można było przypuszczać, że go matka nasza, coś przeczuwając, o to pośrednictwo prosiła.
Na pierwszy rzut oka ów nasz bogaty krewny z Warszawy wydał mi się jeszcze gorzéj przy poważnym Abrahamie; raziła jego duma i wzgarda z jaką nas traktował niby po europejsku, w isto-