Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żeliga tom I.djvu/126

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— W imię ukrzyżowanego, bracie mój, przebacz mi winę moją.
— A! ja to, ja paść przed tobą winienem: rzekłem padając w proch twarzą, i błagać ciebie, abyś zabójcy swemu, jak Chrystus nieprzyjaciołom na krzyżu darował.
Tak we łzach oba, on klęczący, ja na ziemi leżąc, jużeśmy nie mówili słowa, modliliśmy się, aż uczułem dłoń jego na ramionach moich i rękę, która mnie podnosiła, dźwignąłem się i klęcząc rzuciliśmy się na szyję wołając: Parce nobis Domine!
W jakiemś błogiem zachwyceniu powstaliśmy powoli z ziemi. Kościół był otwarty, tysiące ludu go napełniało, kończyły się właśnie uroczyste nieszpory, trzymając się za ręce, razem idąc weszliśmy do kościoła, przed sam wielki ołtarz. Aniśmy wiedzieli co czynimy, serca popędu słuchając tylko. Lud który był świadkiem pojednania i odgadł coś niezwyczajnego, kilku księży stojących we drzwiach, przejętych uroczystością tego widoku, otwarli nam drogę przez tłumy. Szeptano rozstępując się nam szeroko, aż pod wielki ołtarz, kędy przyszedłszy padliśmy na kolana razem, a potem razem krzyżem na ziemię. Nad głowy naszemi zabrzmiał ostatni psalm, potem pieśń, i przeleżeliśmy płacząc pokutnicy oba, aż póki nabożeństwo się nie skończyło, a tłumy nie rozeszły.
Przełożony klasztoru, uwiadomiony o tem, przybył nareszcie nakazując wstać bratu, jam także się podniósł, i razem udaliśmy się do klasztoru. Znano tam historją naszą, przyjęto mnie litościwie i serdecznie.
Jakże teraz Stanisław w rozmowie i obejściu się okazał nowym! jak istotnie odrodzonym człowiekiem! Jakże go te dni życia w samotności, na modlitwie przeistoczyły i uświęciły!
Przemieszkałem w klasztorze dni parę na nabożeństwie wspólnem z bratem, po odpuście ukończonym odprawiliśmy żałobne nabożeństwo za rodziców naszych, za obie matki, Stanisława i moją egzekwie.