Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żeliga tom I.djvu/127

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Przyjednanie w imię Chrystusa było tak zupełnem, tak szczerem, iż nas obu uspokoiło. Stanisław pozostał w zakonie, którego był członkiem, jam powrócił do mojej pustelni i pokuty. Wiodłem tu życie ostre, i mimo nalegań O. Ignacego, mimo namów, abym ze ślubu uczynionego dał się rozwiązać dla powrócenia na łono rodziny, obstawałem przy wypełnieniu zadosyć uczynienia. Nawet ślub Teresy, która wyszła za mąż za dalekiego krewnego naszego, nie wyciągnął mnie z mojej pustelni. Przybyła ona sama po błogosławieństwo braterskie, ale zaślubiny musiały się odbyć bezemnie. Przed światem, któremu ukryć się starano rodzinne nasze zajścia, mówiono głośno, żem w daleką i długą puścił się podróż, która lata trwać miała. Starali się tymczasem usilnie bliżsi krewni moi, dla ziemskiego interesu rodu naszego, wywlec mnie z tego ustronia, namawiano gwałtownie na ożenienie, alem postanowiwszy dotrwać, mimo nalegań obstał przy swojem. A były tak silne prośby, że się im w istocie z trudnością opierać przyszło. Starosta, któremu pieczę nad majętnościami naszemi powierzyliśmy i szwagier mój, mąż Teresy, trafili aż do króla z prośbami, nasłano mi tu naprzód nominację na kasztelana, a gdy to nie pomogło, uproszono Poniatowskiego, aby powagą swą monarhiczną upamiętać mnie spróbował. Król jako był w takich rzeczach do zbytku powolny, zgodził się nawet sam mnie w mej pustelni nawidzić.
Wypadek to nadto ciekawy i pamiętny w życiu mojem, abym go nie zanotował. Pod pozorem łowów w którejś z puszcz sąsiednich, wyjechał król z Warszawy, mnie o tem znać nie dano, obawiając się bym snać nie uciekł, tak że na przyjęcie przygotowanym nie byłem. Ze stacji, na której król nocował, w towarzystwie generała Komarzewskiego, lekkim powozem przybył do najbliższej gospody. Tu porzuciwszy konie, resztę drogi zrobił pieszo, prowadzono tylko za nim wierzchowca, na wypadek znużenia. Zdaje się że oprócz przyjaznego usposobienia dla rodziny naszej,