Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ładowa pieczara.djvu/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ten z innemi wypływa z przywiązania do wszystkiego co swoje.
Tymczasem państwo młodzi pędzili ku dworowi, a za niemi w tumanach kurzu szły bryczki i wózki panów sąsiadów i gości; Jan wciąż jeszcze stał w ganku, aż gdy się turkot przybliżył, ustąpił nieco w cień i z zaognioném od ciekawości okiem pozostał za słupem ukryty.
Kiedy drżąca od wzruszenia, oblana rumieńcem, ze łzą w oku, Marja modląc się po cichu stanęła nogą na próg nowego swego domostwa, sługa z przestrachem na nią spójrzał, i mimo uprzedzenia, mimo żalu nie wydała mu się tak straszną, tak przerażającą jak ją sobie wyobrażał; wzruszony także postąpił nieco mimowolnie, a pan Joachim go zobaczył.
— A chodźżeno tu Janie, niech cię z moją żoną zapoznam, — rzekł wesoło — Marysiu, to nasz poczciwy Jan, wierny sługa moich rodziców, i mój piastun i przyjaciel.
Marja odwróciła się z uśmiechem serdecznym, i kłaniającemu się do nóg, cicho powiedziała: