Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ładowa pieczara.djvu/46

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sie, nikt nieodgadnie. Widzi mi się żem kiedyś słyszał o takich u nas, co za sforę ogarów gotowi byli dać wioskę. Żonie z takim niewygodnie.
— Ale czyżby się to powoli przez przywiązanie żony niemogło odmienić? — spytała pani Stanisławowa. — Sam jeden, cóż ma robić, żonaby mu nie dała tak raz w raz po lasach się włóczyć.
— Oj! moja Kunusiu, ciężkieżbo to zadanie, żonie męża przerabiać, lepiéj dostać gotowego.
Rozśmiała się żona wedle swego zwyczaju, ale odparła zaraz, niedozwalając by w umyśle męża gnieździło się uprzedzenie przeciwko panu Joachimowi.
— Będzie to jakoś przy pomocy Boskiéj... jeśli sądzono im, i nie najgorzéj widzi mi się byłoby, gdyby się to skleiło. Ale dajmy pokój przed czasem głowę łamać.
— I to racya, — odezwał się pan Stanisław — poczekajmy z turbacyą żeby było czego.
Tymczasem pan Joachim jechał do domu niesiony czwórką szpaków swoich, które woźnica po stacyi przed gankiem w Sasowie te-