Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ładowa pieczara.djvu/45

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

swych gospodarzy, wymawiających mu długie zapomnienie i proszących go, by ich częściéj odwiedzał; a po odejściu syna i córki, pan Stanisław z żoną szepnęli do siebie.
— To niedarmo!
— Jakbyś mnie jejmość z ust wyjęła; i mnie się to zdaje że nie bez myśli. Jak uważasz, czy mu się też Marja podobała?
— Raz w raz na nią spoglądał.
— Tak! tak! i podobno nie bez projektu!
— A coż, jakby się to jegomości wydawało?
— Ba! czemuż nie! Nicbym doprawdy przeciwko temu nie miał; uczciwych rodziców, ludzie rządni. Stare, wieś co się zowie, ryby, grzyby i chleb jest; długów nie mają, sióstr, braci ani krewnych, substancya piękna, on człowiek stateczny; tylko do licha słyszę zagorzały myśliwy.
— O! o! alboż to co tak bardzo złego?
— Alebo widzisz asindźka i to pasja — odrzekł pan Stanisław gładząc wąsa — a pasja każda prowadzi daleko daléj niżeli przewidzieć można, jak koń unoszący, który czy w wodę, czy w przepaść, czy na ścianę zanie-