Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ładowa pieczara.djvu/213

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kilka razy skręcała się przed niemi i rozdzielała na kilka lochów w różne idących strony, rzucili w prawo i w lewo szersze i węższe iżby wykute w ziemi, nareście przedarłszy się przez nawał suchego chrustu tarnowego, stanęli u drzwi dębowych, które prosta drewniana ale misterna zamykała kłódka.
Siekierą chyba mógł ją nieznający sposobu otworzyć.
Z podnieconą do najwyższego stopnia ciekawością i trochę nadziei widzenia Marji, wszedł Juljusz za starcem do wynioslejszéj sklepionéj pieczary, pod samą dawną znajdującéj się świątynią. Była to jaskinia kulista prawie, dwadzieścia kroków może obwodu mająca, sparta w pośrodku na jednym ogromnym słupie, od którego łukami rozrastało się dosyć kształtnie wyprowadzone sklepienie. Widok jéj, przy słabym migającym blasku świecy, wyrwał mimowolny okrzyk podziwu z piersi młodego człowieka, tak to co tu ujrzał niepodobném było do niczego widzianego w życiu.
W słupie olbrzymim, wydrążonym głęboko, na pniu ogromnego dębu, wznosił się bałwan kamienny, nieforemny, ale z dziką wy-