Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ładowa pieczara.djvu/214

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

razistości pełną fantazją wyciosany. Nie było w nim sztuki, ale to co sztukę tworzy, uczucie — ręka co go wyrobiła, czuła potężnie myśl którą wyrazić chciała, i przelała w ledwie ociosany głaz, piętno siły która tworzy Ład i trzyma świata porządek.
Takie było pogańskie Ładu pojęcie, a ład ten zapomniany, wszystko ładne czynił boskiém niejako, wznosząc piękność do przymiotów bóstwa i łącząc ją z porządkiem, bez którego niéma wdzięku... Ład więc był dla nich źródłem piękna i zasadzał się na pewném prawie, brak jego stwarzał co nieładném i bezładnem było. W tych wyrazach dziś machinalnie powtarzanych ile jeszcze myśli się kryje! Nieładne już się poprawić nie mogło, w bezładzie były pierwiastki ładu! Lecz wróćmy do bóstwa i świątyni.
Prostemi rysy natchniony wieśniak wykuł swojego boga, ale ta bryła dziś jeszcze mogła zdziwić i przerazić. U nóg bóstwa był ołtarz kamienny wsparty na kościach zwierząt foremnie ułożonych przy podstawie — naczynia ofiarne stały do koła. Sprzęt ten odwieczny z miedzi i srebra wykuty, uderzał