Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ładowa pieczara.djvu/196

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

śniacy, których kilku ciężko było pokaleczonych i Hryć sam z przestrzeloną ręką leżał na ziemi; w pośrodku, banda zbójców cisnęła się do koła trupa leżącego na wznak z nożem w zaciśniętych zębach, z straszliwie wytrzeszczonemi oczyma, z strzelbą potrzaskaną w ręku. Było ich piętnastu tylko, gdyż reszta w zamięszaniu umknąć potrafiła niepojętym sposobem; z tych, óśmiu rannych leżało krwią się brocząc, reszta jak wilcy spoglądali ciekawie złości pełnym wzrokiem na to co ich otaczało. Ujrzeli ogromne koło ludzi i jękli.
W tém jeden z nich zdał się coś szeptać do swoich, poruszyli się nieco... chłopi którym już głos Hrycia zemdlałego od utraty krwi nie przewodniczył, poczęli się rozsypywać powoli... garstka zbójców w mgnieniu oka porwawszy ciało Jednookiego chwyciła się z ziemi i rzuciła na wał.
Krzyk i wołanie i strzały znowu... ognisko niepodsycone zagasło od deszczu, a banda już na drugą stronę wału się dobywa... Rzucili się za nią ludzie zapalczywie chwytając zbiegów, ale trzech tylko co nieśli Jednookiego, dostali się w ręce gromady, reszta