Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ładowa pieczara.djvu/195

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

uciec nie mogła; dworscy tylko strzelali do niéj i coraz to przekleństwo z krzykiem dało się słyszeć z pośrodka napastników.
Nareście Jednooki rzucił się na wał piérwszy, chcąc koniecznie przebić — i strzał kucharza, który się na niego zaczaił położył go trupem. Widząc upadającego naczelnika, łotry zaczęli wołać przebaczenia.
— Rzućcie broń! — dał się słyszeć głos Hrycia osłabły, — na kolana! wiązać ich! Światła!
Posłuszni, bo znękani napastnicy popadali na ziemię, szczęknęły ich strzelby, krzyki rannych słyszeć się dały.
— Wszyscy na miejscach, ani się ruszyć! dodał starzec znowu — Jeden po światło!
Milczenia chwila która nastąpiła, była tylko przerywaną jękami, z rozmaitych stron słyszeć się dającemi i przekleństwami zbojów. Latarnie wreście pokazały się ode dworu i dwóch ludzi nanieśli słomy i gałęzi, by stos z nich pod drzewami naprędce rozpalić.
Pobojowisko oświecone piérwszemi blaskami płonącego ognia, okropny widok przedstawiało. Z jednéj strony jęczeli ranni wie-