Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ładowa pieczara.djvu/197

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rozpierzchając się po gąszczy która okrywała tamtą stronę wału, rozerwawszy baczność niewprawnych do ścigania ludzi, uszli.
Wszakże zwycięztwo zostało przy mężnych wieśniakach, ale drogo okupione, Hryć leżał ranny mocno, oprócz niego kilku było postrzelonych i pokaleczonych. Ci jednak nie jęczeli nawet zobaczywszy starca omdlałego i wszyscy z wyrazem troskliwości nieopisanéj otoczyli go kołem, narzekając w ten sposób poetyczny i śpiewny, co z każdego lamentu wiejskiego, czyni liryczną pieśń boleści. U nich każde żywsze uczucie tak jakoś naturalnie, mimowolnie w jęku w śpiew przechodzi, że widzisz zdumiony jak pieśń i poezja na ziemi powstały. A! zrodziła ją naprzód boleść i piérwsza musiała być krwawym płaczem, bo nic tak duszy niepodnosi jak cierpienie. Hryć otworzył oczy, pokropiony wodą, podniósł się na zdrowéj ręce i zawołał niespokojnie: — a zbójcy!
— Ojcze, — odparł Hruzda młody — trzecheśmy wzięli, a Jednooki zabity.
— A reszta.
— Uszli... — smutnie i cicho dodał któryś.