Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ładowa pieczara.djvu/177

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cersko zarysowane, a będziemy mieli niedokładne wyobrażenie oblicza pięknego chłopaka, stojącego przed Hryciem.
Trudno bowiem by słowa odmalowały wyraz postaci i twarzy, — wyraz siły, odwagi, pewności siebie młodzieńczéj, jaką promieniały. Spójrzawszy nań widziałeś, że ani go oszukać łatwo, ani łatwo pokonać, instynkt mu wydawał kłamstwo, przebiegłość dało położenie, siły Bóg.
Przystąpił do starca zdyszany, spotniały, widocznie niespokojny.
— Czegożeś aż tu mnie szukał? z cicha rzekł Hryć w języku ludu.
— Ej! ojcze! nie bez powodu ja ciebie gonię! Tu bez was się nie obejdzie, licho mamy.
— Co za licho?
— Niceście nie słyszeli o Jednookim?
— Słyszałem ci, ale co nam do niego...
— A jeszcze daleko do północka? — spytał chłopak jakby sam do siebie... o jeszcze czasu dosyć, dodał po chwili uspokajając się, mogę wam opowiedzieć jak to było. Już to u nas od tygodnia gadają, że Jednooki ze