Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ładowa pieczara.djvu/178

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

swoją bandą w okolicy się pokazał, ale my temu niedawali wiary. To zbój gorszy Karmeluka[1].
— Jużciż Jednookiego wiem, ale cóż się stało? niespokojnie spytał starzec.

— Posłuchajcież no, a to on u nas, żywo dodał chłopak... widać go żydzi, czy nie wiem kto naprowadzili, nasłanie Boże, na nasze spokojną okolicę. Ja dziś byłem ztąd o mil trzy na zarobku w Malowicach; ztamtąd wracając nad wieczorem, wiecie karczemkę złodziejską pod lasem na Zabyłowszczyznie, wszedłem nogi trochę wyciągnąć i fajkę zapalić. A to mnie tam Pan Bóg zaniósł. Wchodzę, tylko stara baba i to śpi nad kądzielą, drzwi były przetwarte, takém wszedł, że się ani obudziła. Dobrze ją sen zmorzył, bom i kaszlał i tuptał a nic nie pomogło. A że mi tylko ognia do fajki było potrzeba, poszedłem do pieca, wygarnąłem węgliczkę z popiołu i usiadłem sobie w kącie. Było już dobrze ciemno. Anim się opatrzył, jakém się zdrzemał... oczy otwieram,

  1. Karmeluk sławny rozbójnik na Podolu.