z ulicy, śmiéch z podwórza, słówko lecące powietrzem co się o jéj uszy obiło... zmieniały włosiennicę na suknię balu lub przechadzki.
Com wycierpiał, nie wypowiém, bom ją kochał, bom się porwał na niepodobieństwo i chciałem wodę zmienić w brylant, a woda kroplami drobnemi rozbiegała mi się po rękn. Nareszcie, zrozpaczony, wyrwałem się, uciekłem...
Starzec wstał z powagą i zbliżył się do młodego człowieka.
— Jeśli cierpisz, — rzekł łagodnie, — wina to twoja Juljuszu, nadto łatwo ci się przywiązać, puszczając wodze sercu, zbyt ludziom i uczuciu pochwycić się i ujarzmić dajesz. Ot, i teraz, przyznaj się bijąc w piersi, nie twojaż to wina, że ze Starego powracasz znękany, zrozpaczony, odepchnięty?
— Jakto? więc i to ci już wiadomo?
— Wszystko! wszystko! nieszczęściem trafiłeś znowu na kobiétę wyjątkową, na anioła, do którego każdy kto się zbliży, kto nań spójrzy, przywiązać się musi. Trzeba było zawcześnie uciekać, bo boleścią opłacisz chwilę
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ładowa pieczara.djvu/166
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.