Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ładowa pieczara.djvu/162

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie znała — od ostatniego spojrzenia, oczów nie zwróciła na mnie, dla niéj jużem nie żył. Czemuż doprawdy nieumarłem!
Emma także unikała mnie z wyraźną przesadą, obawiając się spotkania nawet przypadkowego. O! i nie pragnęłem się z nią widzieć, bom jéj nienawidział — była przyczyną wszystkiego com znosił! W jéj twarzy tylko odbicie Anny, kochałem, ale duszy Anny nie miała.
To piérwsze w życiu mojém zetknienie z kobiétą, zatruło je i zwichnęło na zawsze... Odtąd chodziłem umarły, nie widząc dla czegobym miał żyć! a nie mogąc skończyć... Całą pociechą było, żem czasem widział ją z daleka, czasem w Emmie przypatrywał się jéj anielskiemu obliczu... Anna gasła widocznie...
— I umarła? — przerwał starzec ponuro,
— I przebaczyła mi, — dodał Juljusz ciszéj.
— Po tak gorącéj miłości, po tak gorzkim zawodzie, potrafiłżeś kochać jeszcze?
— A! kochałem, — odezwał się młody człowiek niemal ze wstydem — czuję że to wina moja. Emma owdowiała, było to po