Strona:Józef Birkenmajer - Różowy koral.djvu/20

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dawszy rękę kobiecie, podniósł ją, poczem oboje jęli pozierać na powierzchnię wody. Patrzyli, patrzyli długo, a w miarę, jak patrzyli, twarze im się rozjaśniały uspokojeniem i radością, jakby się w nich odbijały wszystkie przemiany wypogadzające się nieba. Na falach, którym się przyglądali, nie było już widać nic, oprócz rozsianych zrzadka drzazg okrętu lub niedojedzonych szczątków ludzkich. Nie widzieli nawet mnie, znajdującego się nieopodal i radującego się z ich ocalenia.
Odtąd często mogłem ku nim podpływać i nie będąc widzianym, podpatrywać ich życie lub podsłuchiwać ich rozmowy. Sklecili sobie chatkę z gałęzi i tam mieszkali. Żywili się owocem palm kokosowych, co są podobne naszym liljowcom, oraz mięsem skrzydlatych ptaków, zabijanych przez chłopca łukiem z trzciny. Wieczorami zaś wiedli długie gawędy, z których dowiedziałem się o ich losach; znam bowiem mowę ludzką.
— „Tobie, Estebanie“ — mówiła kobieta, lejąc łzy słone, rozpryskom śnieżnej fali podobne, — „tobie zawdzięczam ocalenie. Bożą to było Opatrznością, żeś ty znalazł się na tym okręcie — jeden człowiek dobry wśród tylu opryszków. O, gdyby mi się udało wrócić do naszego domu, odpłaciłabym ci to hojnie! Ale, czyż ja mam dom i czyż do niego powrócę! Zapewne domostwo nasze podpalił zbójca Fernandez, który w oczach moich zabił mi męża, skarby nasze zagrabił, a mnie omdlałą porwał na swój statek korsarski!...“
— „Fernandez już spoczywa na dnie morza wraz z zagrabionemi skarbami i okrętem. Ale powiedz mi, seńoro Marjo, czemuż to porwał cię ten zbójca... i za co on zamordował twego męża?“
— „Fernandez kochał się we mnie... pałał żądzą ku mnie... i nie mógł tego znieść, żem przed trzema laty wyszła za ukochanego Alonza. Poprzysiągł Alonzowi zemstę... i wykonał... Skorzystał z chwili, gdyśmy byli w podróży, w gospodzie odludnej — pewno w zmowie był z karczmarzem... W nocy wy-