Strona:Józef Birkenmajer - Różowy koral.djvu/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Różowy Koral w życiu swem nie słyszał tak pięknej opowieści; by nie dać poznać po sobie wzruszenia, zmuszony był aż zasłonić mackami oblicze. Dziwne obrazy, dziwne pojęcia zaczęły tłoczyć się w jego samotnej duszy zwierzęcej, co choć w tak drobnem ukryta ciałku, była jednak duszą szlachetną i wrażliwą. Nigdy w życiu swem nie czuł tak wielkiej tęsknoty, nigdy mu tak nie ciężyła kamienna samotność. O, gdybyż można było z tego świata płastug i ślimaków wydostać się tam w górę, w ten przestwór wyczarowany i piękny, gdzie złote świeci słońce... tam, gdzie nas nie przygniatają ciężkie zwały wodne... tam, gdzie nawałnice w coraz to inne kształty załamują fal powierzchnię... tam, gdzie znajdują się owe cudne miasta, stawiane przez ludzi!... Tam być choć przez chwilę!... chociażby później skamienieć na wieki, dzieląc los madrepor!
A tymczasem delifn opowiadał dalej:
— Oboje dopłynęli do atollu — możeby i nie dopłynęli, gdyby im nie dopomógł wiatr, wiejący w tę stronę i napędzający fale ku wyspie. Jedna z tych fal wyrzuciła ich na brzeg. Upadli na biały piasek i dyszeli głucho, a nieprzytomnie, jak ryba, zostawiona przez odpływ. Podnieść się, a nawet poruszyć nie morzu, gdyż byli zmęczeni i potłuczeni, a ponadto nasiąkli wodą, niby gąbki; albowiem ludzie noszą zazwyczaj na sobie powłoki, zwane odzieniem. Z osłabienia stracili przytomność...
Nawałnica, wytrząsłszy z siebie mnóstwo wody i ognia, jęła przycichać. Jak z szarej ikry, złożonej w zakątku dna morskiego lęgną się lśniące, gibkie i cienkie rybki, tak i z szarych kłębiastych chmurzysk wysypały się ostre, zwinne promienie słoneczne. Niebawem ukazało się słońce — biały atoll niebios. To rozjaśnienie i przebudzanie nieba przedziwny miało wpływ na oboje ludzi. I oni przebudzili się ze swej niemocy, rozprężyli białe ramiona, a otwarłszy oczy, uśmiechnęli się do siebie wzajemnie słonecznym uśmiechem. Chłopiec pierwszy powstał z ziemi i po-