Strona:Józef Birkenmajer - Kłopoty Henryka Sienkiewicza z “Rodziną Połanieckich”.djvu/2

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Henkiel. Zasługom tego człowieka, jego zacnemu sercu i prawemu charakterowi złożył hołd Józef Weyssenhoff w pięknym, głęboką czcią i wdzięcznością nabrzmiałym szkicu (w książce „Mój pamiętnik literacki”), należało by się Henkielowi nie jedno jeszcze wspomnienie, może nawet i dłuższa biografia. Nie będzie przeto historykowi literatury obojętną wiadomość o znajdującej się w Oblęgorku korespondencji Sienkiewicza z Henkielem, stanowiącej jedno z najważniejszych źródeł dla monografisty autora „Quo vadis”, gdyż, kryjącej najdokładniejsze i najszczersze zwierzenia w odniesieniu zarówno do życia jak i twórczości wielkiego pisarza.
W kołach redakcyjnych, do których należeli czy z którymi współpracowali ci dwaj ludzie, utarło się przekonanie, że Henkel zna utwory Sienkiewicza lepiej, niż sam Sienkiewicz. Przekonanie takie nie było bezpodstawne. Ze wspomnień Bronisławy Neufeldówny i innych świadków wiadomo, że Henkiel nieraz swą fenomenalną pamięcią wybawiał przyjaciela z kłopotów wynikłych z autorskiego roztargnienia. On to telegrafował do Sienkiewicza, że „Bukacki już umarł”, on też w korekcie usunął (na chwilę przed drukiem) ową „przemowę”, jaką w rękopisie „wygłaszał” Chilon Chilonides, na jednej z kart poprzednich... pozbawiony języka. Sienkiewicz darzył Henkiela bezgranicznym zaufaniem, w każdym swym przedsięwzięciu literackim polegając całkowicie na jego zdaniu, często też radząc się jego co do swych projektów.
Najwięcej tego zasięgania opinii, tego zwierzania się z projektów spotykamy właśnie, gdy chodzi o „Rodzinę Połanieckich”. Im więcej piętrzy się trudności, im więcej wątpliwości, tym dłuższe stają się listy. Dzięki temu znajdujemy tu niemal całą historię powstania powieści — mniej więcej od zakończenia pierwszego tomu, aż po jej zakończenie. Ponieważ szczegóły tej historii pomagają do zrozumienia metod twórczych Sienkiewicza, a przy tym rzucają właściwe światło zarówno na powieść samą, jak i na osobę jej twórcy, więc pożyteczną będzie rzeczą — jak sądzę — przytoczyć kolejno wszystkie te urywki listów, gdzie autor zwierza się Henkielowi w sprawie „Połanieckich”.
„Z początku powieści nie jestem kontent”, czytamy w najdawniejszym z tych listów, datowanym z Krakowa 10 maja 1893, — „pisałem go w najgorszych warunkach”.
Pomimo tego niezadowolenia autor żywi co do dalszego ciągu powieści najlepsze nadzieje: „Połanieccy są wykomponowani dobrze oraz zupełnie...”.
Do końca lipca, wedle żądań redakcji i wedle solennych obietnic autora, ma być gotów tom pierwszy. Jakoż posyła Sienkiewicz raz po raz “ładunek” to znów “drugi nabój Połanieckich”. Przed końcem terminu jednakże zaczyna się rwać pisanie: “Zarzuciłem teraz na kilka dni Połanieckich, bo chcę, by się nade mną trochę wypogodziło” — pisze 20 lipca. Wyjazd do Włoch niemal odwodzi go od planów powieściowych; pisanie wrażeń włoskich bardziej go pociąga. W październiku czytamy znaczącą wzmiankę: “Połanieckich piszę na nowo”. W listopadzie Sienkiewicz donosi z Nervi: “Byłem nieco zniechęcony do Połanieckich“.
Narazie tylko “nieco”. W parę miesięcy po tym miał Sienkiewicz swoje najcięższe chwile, gdy wszystko się niejako złożyło, by go zniechęcać.
“Połanieccy stali się dla mnie rodzajem ucieczki... wkładam w nich, ile mogę...”
Tak pisał Sienkiewicz w marcu 1894, a niebawem, dn. 9 kwietnia, rozwijał szerzej te słowa:
Uspokój Pan Weyssenhoffa, że trzech tomów nie będzie. Będzie dwa dobre. Połanieccy teraz mnie interesują i wkładam w nich ile mogę, ale coraz więcej dochodzę do przekonania, że i powieść wogóle i ja w szczególności powinniśmy szukać przyszłości w epopei. Dlatego tęsknię do Quo vadis — a na dalekim horyzoncie widzę „Krzyżaków”.
Poczem, widocznie odpowiadając na jakieś obawy, wyrażone w niedochowanym liście adresata, tak przedstawił swoje zamiary co do dalszego ciągu drukującej się powieści:
Co do Połanieckich — przeciwnie! Nie odstępuję od pierwotnego wspólnego planu, tylko “różnymi drogi mój poemat wiodę”. — Zniżę temperaturę małżeńską Połanieckich w ten sposób, by z jednej strony Marynia doszła do rezygnacji i ślicznej melancholii, on zaś do niepokoju i poznania, że w planie życia coś zostało chybione, coś nie wzięte lub źle wzięte w rachubę i że do zupełnej duchowej pewności i spokoju czegoś brak. To właśnie będzie kara i pokuta za złe i lekkomyślne obchodzenie się z miłością — kara trwająca dopóty, dopóki miłosierdzie Boże nie zdejmie bielma z oczu i nie zmieni jego serca tak, by odczuło, że miłość powinna się składać z żądzy i czci. Nastąpi to w Krzemieniu wraz z powrotem Połanieckiego do ziemi. Oto najogólniejszy plan.
Wprowadzam przytem nowych kilka osób, które mi są potrzebne dla niego, dla niej lub dla prawd i obserwacji życiowych.
Piszę pilnie i, mówiąc po malarsku, staram się nic nie puszczać kantem...

Ze Henkiel nietylko przyjmował do wiadomości te plany, nietylko o nich sąd wypowiadał, ale że niekiedy poddawał ten czy inny pomysł lub projekt, wobec czego plan istotnie stawał się “wspólny”, — wnosimy i z poprzedniego listu, pisanego o kilka dni wcześniej (3-IV), gdzie Sienkiewicz prosi przyjaciela:
Pisz mi Pan o nich (t. j. o Połanieckich J. B.), cobyś Pan zrobił i jakbyś Pan rzecz prowadził, bo to mnie ogromnie ożywia i podnosi interes dla nich... Tęsknię do tych pogadanek, podczas których Lubowski wpada jak (bomba? J. B.).
E. Lubowski, znany komedjopisarz, wspomniany tu został nie bez kozery. Oto bowiem w skołatanej głowie Sienkiewicza, nie tylko strudzonego pracą nad powieścią, ale i przybitego przejściami domowymi, jawi się zamiar, by dla