Strona:Iwan Turgieniew-Pierwsza miłość.djvu/58

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Szedłem za nią, jak ogłuszony. „Czy to Zeneida?“ — pytałem sam siebie. To łagodne, rozsądne dziewczę, czyż jest tą, którą znałem?
I chód jéj wydał mi się innym: spokojniejszym i poważniejszym, i cała postać piękniejszą, wspanialszą...
O Boże! z jakąż siłą rosła miłość moja!




ROZDZIAŁ XVI.

Po obiedzie zwykli goście zebrali się w oficynie, i księżniczka ukazała się dzisiaj nareszcie. Nie brakowało nikogo, stawili się wszyscy, jak owego pierwszego wieczoru, którego nie zapomnę nigdy. Przyszedł nawet i Nirmacki, Majdanow przyniósł nowe wiersze.
Zaczęła się gra w fanty, ale bez dawnych figlów, psot, hałasu i dziwactw; zniknęła dzika cygańska swoboda, coś niewidzialnego krępowało wszystkich. Ona inny charakter nadawała całemu zebraniu.
W roli pazia siedziałem koło niéj, lecz to dziś nie budziło niczyjéj zazdrości. Zeneida zaproponowała, żeby ten, czyj fant będzie wyciągniętym, opowiedział sen swój rzeczywisty. Ale to się nie udało. Sny były niezajmujące, albo nienaturalne, komponowane. Białouzorow opowiadał, iż śniło mu się, że karmił rybami konia, który miał drewnianą głowę. Majdanow uczęstował nas całą powieścią: były tu i podziemia, cmentarze, mogiły, aniołowie, mówiące kwiaty, dźwięki tajemnicze; Zeneida nie dała mu dokończyć.
— Kiedy mamy komponować, — rzekła, — to niechże każdy wymyśli coś i opowie. Białouzorow zacznie.