Strona:Iwan Turgieniew-Pierwsza miłość.djvu/45

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

obrazy. Noc, łódka na cichéj rzece, księżyc świeci, grono dziewcząt w białych wieńcach na skroni płynie lekko, spokojnie po przejrzystéj, światłem księżyca osrebrzonéj wodzie. Śpiewają hymn jakiś, słodki i poważny.
— Rozumiem, rozumiem, — potwierdził Majdanow, kiedy umilkła na chwilę. — Prosimy daléj — dodał z rozmarzoném spojrzeniem.
— Wtém hałas, śmiech, pochodnie, muzyka na brzegu...to tłum bachantek biegnie z pieśniami i krzykiem. To już rzecz pańska, poeto, odmalować obraz szczegółowo; zdaje mi się tylko, że pochodnie powinny być krwawe i dymić bardzo, oczy bachantek czarne i błyszczące, a wianki ciemne. Powinny miéć tygrysie skóry, czary i złoto... bardzo wiele złota.
— Ale gdzież złoto? — zapytał Majdanow, odrzucając w tył długie włosy i rozdymając nozdrza.
— Gdzie? Wszędzie: na ramionach, na rękach, na nogach, gdzie się panu podoba. W starożytności podobno kobiety nosiły złote ozdoby na nogach. — Bachantki wzywają dziewczęta do siebie... te przestają śpiewać, wrzawa mąci czystą harmonią ich pieśni, milczą nieruchome, białe. Rzeka niesie łódkę do brzegu... Wtém nagle jedna z dziewic podnosi się cicho... To trzeba ładnie opisać: wstaje zwolna i cicho przy blasku księżyca, jéj drużki przestraszone tulą się do siebie, a ona... przestępuje brzeg łódki... bachantki już ją otoczyły, uniosły z sobą w noc, ciemność... Dym pochodni zasnuł wszystko, słychać tylko jeszcze śmiech i krzyki przeraźliwe, a biały wianek pozostał na brzegu.
Zeneida umilkła.
— Kocha! — pomyślałem. — Pokochała niezawodnie!
— I koniec? — spytał Majdanow.
— Koniec.
— To zamały temat do całego poematu, ale może być treścią lirycznego utworu, i skorzystam zaraz z téj myśli.
— Romantycznie? — szepnął Malewski.
— Naturalnie, można z tego stworzyć coś na wzór Byrona.