Przejdź do zawartości

Strona:Iliada3.djvu/239

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Dalsi byli od innych Greków, i ich ucha
Ledwie co doszła wszczęta świeżo zawierucha.
Patrząc w powątpiewaniu na dwóch woysk ruszania,
Czekali, aż wprzód inni skoczą do spotkania.
Rozgniewany Agamemn ostro oburzy się:
„Synu Peteia! i ty zbyt mądry Ulisie?
Pięknaż to w próżnowaniu cierpieć z hańbą, aże
Kto inny wam do sławy gościniec ukaże?
Zażby nie trzeba lecieć naypiérwszym w opały.
Wam, którym w ucztach względy, piérwsze mieysca dały?
Czyli dość maiąc siedzieć wyżéy na biesiadzie,
Gdy się bić trzeba, macie zostawać na zadzie?„
Tu się Uliss ślachetnym rumieniąc płomieniem,
„Cóż to śmiesz mówić, i tém wszczynać urągnieniem?
Gdy do rąk przydzie, gdy się woyska zetrą, rzecze,
Idź za nami tam, kędy naystrasznieysze miecze,
Jeżeli wszystka w tobie odwaga nie zgaśnie:
Tamto miarę w nas męztwa należy brać właśnie.„
Na ten zapał w nim mężny, z uśmiechem król mówi:
„Przezorny bohatyrze! wybacz popędowi,
Który uniósł z gorącey mię woienney chęci,
Nie trzeba w tobie budzić męztwa! przyznaię ci.
Twa rostropność ma winną chwałę osobliwiéy,
Którą celuiesz, żaden nie ma się gorliwiéy
Nad cię do mych zamysłów. Idź się bić tą razą!
Nagrodzi cześć wysoka, byłlim ci urazą.„