Strona:Iliada2.djvu/303

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Poległ bohatyr, sławny z ludzkości, z odwagi,        205
Odarłeś go, trup iego znieważyłeś nagi.
Lecz abym ci nagrodził pomyślność nietrwałą,
Zwycięstwem cię zaszczycę, otoczę cię chwałą:
Bo cię więcéy w swych murach nie obaczy Troia,
Ni się téy zbroi dotknie Andromacha twoia.„
Rzekł i czarne brwi zmarszczył: wraz się zbroia składa,
I do ciała Hektora zupełnie przypada:
Mars wszedłszy w piersi, nowym ogniem go zagrzewa,
Nadzwyczayną mu siłę po członkach rozlewa,
Krzycząc strasznie, na czele hufców licznych staie,
I drugim się Achillem w téy zbroi wydaie.
Wszędzie obiega, wszędzie grzeie lud orężny,
Mestles, Glauk, Medon, Forcys, Asteropey mężny,
Tersyloch, co Achayskie roty dzielnie gromi,
Dyzenor, Ennom wieszczek, Hyppotoy i Chromi,
Rycerze, co mu w pracach Marsa towarzyszą,
Z piersi wodza swoiego te wyrazy słyszą.
„Słuchaycie niezliczone woyska sprzymierzeńców,
Nie dla liczbym tu waszych zgromadził młodzieńców,
Ale że ich przydana broń do naszéy broni,
Żony i dzieci Troian od Greków zasłoni.
Ciągnąc z moiego ludu żywność i pobory.
Nagradzam was, by każdy był do boiu skory.
Trzeba zatem, żebyście mężnie nacierali.
Czyli z was który zginie, czyli się ocali: