Strona:Ibanez - Czterech Jeźdźców Apokalipsy 02.djvu/059

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Użył tego omówienia, aby kapłan, nie mógł podejrzewać go o jakiś obraźliwy zamiar. Obaj uścisnęli sobe ręce.
— Ja tam nie jestem za sutanną — mówił dalej, zwracając się do Desnoyers'a — Oddawna już pokłóciłem się z Panem Bogiem. Ale we wszystkich stronnictwach są dobrzy ludzie; a dobrzy ludzie powinni jednoczyć się w takich chwilach. Nieprawdaż, proszę pana? wojna służyła jego równościowym poglądom. Przedtem, mówiąc o przyszłej rewolucji, znajdował złośliwą przyjemność w wyobrażaniu sobie, że wszyscy bogacze, pozbawieni majątków, będą musieli pracować, aby istnieć! Teraz zachwycała go myśl, że wszyscy Francuzi podzielą jednaki los bez różnicy klas.
— Wszyscy z tornistrem na plecach i jedzący z jednego kotła.
I stosował tę wojskową wstrzemięźliwość do wszystkich, którzy zostaną na tyłach armji. Wojna przyniesie wielkie braki; wszyscy pokosztuje powszedniego chleba.
— A jegomość co jest za stary, aby iść na wojnę, będzie musiał jeść to, co ja przy wszystkich swoich miljonach. Przyzna pan, że to jest piękne.
Desnoyers nie obraził się za to złośliwe zadowolenie, jakiem napełniały stolarza jego przyszłe niedostatki. Zadumał się. Oto taki człowiek, przeciwnik wszystkiego co istniało i który nie miał żadnej materjalnej własności, by jej bronić, szedł na wojnę, na śmierć, dla szlachetnego ideału, dla uchronienia przyszłych pokoleń od teraźniejszych niedoli. Czyniąc to,