Strona:Hugo Bettauer - Trzy godziny małżeństwa.djvu/37

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

miękkim, serdecznym głosem mądre maksymy życia, tak, że radaby była całować jego czerwone, chude palce.
Szalay poprosił, by Elżbieta zagrała na fortepianie.
Potrząsnęła gwałtownie głową.
— Cóż po tem? — rzekła. — Pan nie jesteś muzykalny i nieznasz się na muzyce.
— Miałem na myśli tylko coś całkiem lekkiego. Kuplet operetki Falla, lub inną rzecz w tym guście. N. p. „Znam na Wiedeniu hotelik mały“…
Nie odpowiadając, wzruszywszy ramionami podeszła do Bodenbacha, który stał samotny w niszy.
Szalay zaśmiał się bełkotliwie, myśląc: — Będziesz ty jeszcze słodką turkaweczką!
Ellen, Truda i Dr. Beisser zbliżyli się do stojących w niszy. Trudą wstrząsał śmiech nieposkromiony, a Ellen rzekła żałośnie.
— Słuchaj! Dr. Beisser opowiedział właśnie dowcip, którego w pełni nie rozumiem. Wytłumacz mi to.
Opowiedziała dykteryjkę stojącą tuż na granicy pornografji, bez obsłonek. Elżbietę zalała