Strona:Hugo Bettauer - Trzy godziny małżeństwa.djvu/23

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tem: — Do licha, to kosztuje chyba więcej, niż wynosi moja pensja miesięczna.
Pan Szalay nie dopuścił jednak do pauzy zakłopotania, ale stojąc rozkraczony, z rękami w kieszeniach spodni, oświadczył:
— Ernö Szalay ma dziś znowu dzień za sobą, moi państwo! Dziesięć konferencji, godzina dyktowania listów, obiad z dwoma panami z Rumunji u Sadnera. Oplątałem obu i zawlokłem do notarjusza. Przez dwie godziny obradowałem z ministrem, potem pojechałem autem na Ring po kwiatki, przebrałem się i oto macie mnie państwo!
Powstał rozgwar pochwalny, jękliwy podziw, tarzano się brzuchach przed złotym cielcem, a zebrani czuli dreszcz szacunku, wobec tych szwajcarskich miljonów! Jedna tylko Elżbieta była sztywna, jak figura z wosku i wyszła z jadalni, doglądnąć podawania herbaty. Zaś radca policyjny powiedział tak zjadliwie i szorsko, że słowa gwizdały w powietrzu.
— Z tego wszystkiego nie widać jeszcze, byś pan uczynił dziś coś co jest rozsądne i przyzwoite!