Strona:Hugo Bettauer - Trzy godziny małżeństwa.djvu/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tylko Koritschonerowie, Buckner, dr. Beisser i pan Zygfryd Breitseiter… To paradne… ha, ha, ha… Zwie się Breitseiter… paradne… A wszystko to zawdzięczamy Ernö Szalayowi. Szatan nie człowiek! Powtarza mi zawsze: Ekscelencjo! Powinieneś się pan otaczać ludźmi bogatymi i przedsiębiorczymi. Ni stąd, ni z owąd wpaść panu może stanowisko w radzie nadzorczej, jakiegoś nowego towarzystwa, a potem drugie, trzecie i tak dalej, aż się pan będzie zaliczał także do bogatych… A propos Szalaya. Byłem dziś na śniadaniu u Stiebitza i tam powiedział mi pewien pan, który się na tem zna: Ekscelencjo, słyszałem, że Ernö Szalay bywa u pana. Czy wiesz pan, że jest on wielomiljardowym bogaczem? Oceniają go na pięćdziesiąt miljardów franków szwajcarskich. Trzymaj go się, ekscelencjo! Znać Szalaya to tyle co pieniądze w kieszeni.
Barczysty, wysoki, szpakowaty, stał pośrodku salonu, a mimo fraka, na sto kroków poznać w nim było można byłego generała. Patrzył na córkę z zakłopotaniem, widząc ją jakby przez