Strona:Hugo Bettauer - Trzy godziny małżeństwa.djvu/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

się przedstawił jako rada dworu Krüger, oświadczył, że idzie o rzecz wagi niezmiernej, której odkładać żadną miarą nie sposób, a zatrzymanie jaśnie pana przez sekundę tylko.
Szalay, wzruszywszy ramionami, powiedział gościom.
— Nie dają mi spokoju nawet w dniu wesela. Jestem wezwany pilnie do telefonu.
Służący zaprowadził go do małego gabinetu, gdzie stał telefon. Podano czarną kawę i likiery. Goście opuścili miejsca, tworząc grupy. Damy otoczyły Elżbietę, Truda Koritschoner mówiła z przesadą:
— Wielmożna pani... ha, ha, ha... wielmożna pani! Jakże to brzmi komicznie! Zazdroszczę pani z całej duszy tej jazdy na Semering. Oto księżyc na niebie. Będzie to coś bajecznego!
Starsza dama, przyjaciółka pani Lehndorff zauważyła żałośliwie brzmiącym głosem:
— Istotnie, pozazdrościć ci trzeba, Elżbieto. Jakże wspaniale ukształtuje się teraz życie twoje, dziecko!
Ale generałowa Edeltrau, wtrąciła kwaśno i ostro.