Strona:Hrabina Segur - Dobry mały djabełek.djvu/91

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przez chwilę patzeć; jednocześnie mlmowoli się odwrócił i jakimś specjalnym głosem krzyknął: „Ach!“
Pani Makmisz.
Widzisz, Betty, widzisz jakie jest działanie wody ze źródła na ulubieńca czarownic.
Karol.
Ależ ciotunia prysnęła mu w same oczy, proszę cioci! Czy mogłem się nie poruszyć wobec takiej niespodzianki?
Betty.
Oczywiście; Karol przecie zadrżał nie dlatego, że jest to woda czarownic, a jedynie z tego powodu, że trafiła mu wprost do oczu.
Pani Makmisz nie rzekła więcej ani słowa; siadła do stołu i zaczęła jeść milcząc, troszcząc się jedynie o to, aby Karol nie dotknął żadnego z przedmiotów, z których sama korzystała. Po obiedzie zaczęła się przyglądać twarzy Karola, nic jednak nie znalazła w niej podejrzanego poza silną z trudem opanowaną chęcią szczerego śmiechu.
Pani Makmisz.
Z czego się tak śmiejesz, małe djablę?
Karol.
Ze strachu, jaki w cioci wywołują, ciocia przed chwilą rzuciła na mnie tak wystraszone spojrzenie, jakiego jeszcze nigdy u cioci nie widziałem.
Pani Makmisz.
Gdybym przedtem wiedziała, że się wdajesz z czarownicami, to zawsze, przy każdem spotkaniu, patrzyłabym na ciebie tak, jak patrzę obecnie.
Karol.
Nie rozumiem jednak tego, dlaczego mnie lu-