Strona:Hrabina Segur - Dobry mały djabełek.djvu/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Betty (oburzona).
Biedny chłopcze! Jaka wstrętna kobieta! Trzeba też być taką złośnicą! Nieszczęśliwy sieroto! Niema nikogo, kto mógłby cię obronić, przytulić do siebie!
Betty opadła na krzesło i zapłakała. Ten dowód współczucia tak wzruszył Karola, że nawet się rozpłakał, siadając obok Betty. Poderwał się jednak natychmiast i rzekł:
— Nie mogę siedzieć boli mnie!
Betty podniosła się również, otarła oczy, nasmarowała kawałeczek szmatki łojem ze świecy i dając to Karolowi, rzekła:
Masz, weź to, Karolku. Połóż na chore miejsce a jutro ustanie wszelki ból. Przypnij szmatkę szpileczką, aby się trzymała; jutro postaramy się wymyśleć coś innego do poskromienia tej złej kobiety. Inaczej bowiem zasmakuje w tem biciu, widząc twą pokorę. Obawiam się, że Julja udzieliła ci rady źle przemyślanej.
Karol.
Nie, Betty, rada jest dobra; czuję, że jest dobra; serce moje się cieszy, a jest to dobry znak.
Karol przyłożył plaster, który dała mu Betty i natychmiast poczuł ulgę; wówczas udał się znowu do swej pocieszycielki, doradczyni i opiekunki — Julji. Przechodząc przez kuchnię, ujrzał Betty, która przyszywała do siebie dwa skórzane lakierowane daszki ze starych kaszkietów jego wuja Makmisza zapytał ją co robi.
— Szykuję ci pancerz na jutro, biedny Karolu