Strona:Hordubal.pdf/148

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— A w nocy — jąka się Szczepan ocierając nos i oczy — w nocy zeszedłem na dół — do izby — — — gazda spał — a ja — — — tą igłą — — — nie chciała — — — nie — nie chciała wejść w niego — — — a on nie poruszył się — — — nie poruszył — — —
Szczepan się chwieje, dozorca podaje mu szklankę wody ze stołu przewodniczącego. Szczepan z wdzięcznością przyjmuje wodę, pije z głośnym glukaniem i ociera pot z czoła. — A potem — wyciąłem tę szybę — — — wziąłem gaździe pieniądze — — — żeby wyglądało tak — — — jakby to złodzieje — i nazad na strych — a okienkiem na dół. — — Szczepan odetchnął. — A potem zapukałem w okno — do gaździny — — — że idę po kapotę — — —
— Polano Hordubalowa, czy to prawda?
Polana wstaje, usta ma zaciśnięte. — Nieprawda. Nie zapukał.
— Gaździna o niczym nie wiedziała — miażdży Szczepan słowa. — I nieprawda, że się ze mną wdawała. Pewnego razu — tak, pewnego razu, chciałem ją przewrócić na słomę, ale się broniła i — nadeszła Hafia. A potem już nic — — — nic!
— Bardzo to ładnie, Szczepanie — mówi prokurator i pochyla się naprzód. — Ale jedno pytanie pozostawiałem dotychczas tylko dla siebie, gdyż nie było potrzebne. Polano Hordubalowa, czy to prawda, że przed tym oto Szczepanem miała pani kochanka, parobka Pawła Drewotę?
Polana westchnęła głośno, jakby stęknęła, podnosi rękę ku czołu, a dozorca wyprowadza ją, półomdlałą z sali.
— Przerywam posiedzenie sądu — oświadcza przewodniczący. — Wobec ujawnienia nowych okoliczności zawartych w przyznaniu się Szczepana Manyi, sąd uda się jutro na miejsce zbrodni.


∗             ∗

Biegl czeka na podwórku zagrody Hordubalów i spogląda na drogę, czy wysoki sąd jeszcze nie jedzie. Jadą już,