Strona:Hordubal.pdf/147

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

narzędziem zaspokajania jej chuci cudzołożnych, lecz stał się też narzędziem mordu. Ta kobieta wszystkiemu winna — krzyczy prokurator i wskazuje na nią gestem potężnym. Ten testament oskarża ją, bo tylko szatan mógł wymyślić drwinę tak piekielną: za jej wierność i miłość małżeńską! Jezabelo Hordubalowa, przyznajecie się wreszcie, żeście zamordowała Juraja Hordubala?
Polana wstaje, blada i sina, zniekształcona ciążą, i bezgłośnie porusza ustami.
— Nic im nie mówcie, gaździno! — ozwały się słowa szorstkie i śpieszne! — Powiem im sam!
Szczepan Manya stoi z grymasem uśmiechu na ustach, świadczącym o wielkim wysiłku duszy. Wys — — — wysoki sądzie — jąka się i nagle wybucha niepowstrzymanym łkaniem.
Prokurator, zaskoczony, pochyla się w ukłonie w stronę Manyi:
— Proszę się uspokoić, Szczepanie Manyo! Sąd chętnie was wysłucha.
— To ja — — — to ja! — szlocha Szczepan. — Ja — ja chciałem się na nim tylko zemścić — — — za to — za to — — — że mnie wyrzucił przez płot — i ludzie się śmieli! Nie mogłem spać — — — musiałem to zrobić — musiałem — — — zemścić się — — — Dlatego poszedłem — — —
— Gaździna otworzyła wam dom?
— Nie — gaździna — — — nie wiedziała — — — o niczym. — Ja wieczorem — — — nikt nie widział — — — gazda leżał w izbie — — — a ja na strych — — — schowałem się — — —
Biegl siedzący śród słuchaczy denerwuje się i daje Gelnajowi sujki w bok. — Przecie to nieprawda — sapie szeptem — na strych dostać się nie mógł, bo drzwi były zawalone kukurydzą! Ja tam byłem natychmiast z rana, panie Gelnaj! Zaraz im powiem — — —
— Siedzieć! — syczy Gelnaj i trzyma Biegla. — Ani mi się waż, ty wołku!