Strona:Herold Andre-Ferdinand - Życie Buddy.djvu/190

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

niższe. Wszystko uczynię z radością, by mu się przypodobać.
Poszedł z Ananda do parku Dżety, a Mistrz powitał go łaskawie i przyjął do gminy wiernych.
Nadszedł dzień, w którym miał się Błogosławiony zmierzyć z przeciwnikami. Od rana czekał już król Prasenadżit w świeżo wybudowanej hali, przywiedziono też fałszywych ascetów, a oni patrzyli po sobie z uśmiechem, mówiąc:
— Królu, pierwsi jesteśmy na miejscu spotkania.
— Zaliż przybędzie ten, którego oczekujemy?
— Nie szydźcie, asceci! — odparł król. — Wiecie przecież, jak jeden z uczniów jego na rozkaz Mistrza uleczył brata mego, skazanego niesłusznie. Przybędzie niezawodnie. Jest już nawet może w tej hali, chociaż go nie widzimy.
Król umilkł, a jednocześnie mgła świetlista napełniła halę. Rzedła coraz to bardziej, roztapiała się, a pośród złotych promieni ujrzano Buddę. Szli za nim Ananda i Kala. Ananda niósł kwiat czerwony, Kala żółty, a kwiatów takich nie widziano dotąd nigdy w ogrodach Sravasti.
Prasenadżit wpadł w zachwyt, a fałszywi asceci przestali się śmiać.
Błogosławiony przemówił: