Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 02.djvu/88

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   80   —

niem, rozświetla się nagle i występuje na jaw wyraźnie, ale próbowała jeszcze temu nie uwierzyć, więc po pewnem wahaniu się, odrzekła:
— Władzio byłby inaczej niewdzięczny. On ci tyle winien — i ja także...
Panna Anney zrozumiała doskonale, iż chcą jej dać do poznania, że motywem słów Władysława jest tylko wdzięczność — ale nie miała czasu nic odpowiedzieć na słowa pani Krzyckiej, gdyż w tej chwili przez poręcz krzesła przechyliła się wysmukła figurka Maryni:
— Aninko, czy mogę cię prosić na chwilę?
— Owszem — odpowiedziała panna Anney.
I wstawszy odeszła. Pani Krzycka przeprowadziła ją oczyma i westchnęła. Tyle było w tej ślicznej postaci młodości, zdrowia, blasku, tyle złota warkoczy, błękitu spojrzeń, tyle ciepła i kobiecych ponęt, iż starsza i doświadczona kobieta, jaką była pani Krzycka, musiała w duszy przyznać, że byłoby raczej niezrozumiałem, gdyby Władysław pozostał obojętny na te wszystkie uroki.
I, westchnąwszy po raz drugi, pomyślała:
— Po co ta Zosia przywiozła ją do Jastrzębia!
I poczęła szukać oczyma pani Otockiej, ta