Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 02.djvu/55

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   47   —

o bezpieczeństwo panienki. Tylko o to chodziło... Może służący zawołać dorożki...
Lecz ona nie odpowiedziała już nic i odeszła. Krzycki, podszedłszy do okna, spoglądał przez chwilę na jej zgrabną postać, oddalającą się w głąb ulicy — i nagle zjawiła mu się znowu przed oczyma wizja białego posągu w błękitnych kroplach wody. Było jednak w tej dziewczynie coś drażniącego i mimowoli krewkiemu paniczowi przyszło na myśl, że gdyby ona nie była służącą panny Anney i gdyby poznał ją był dawniej, to, jak dwa a dwa cztery, byłby uległ pokusie.
Lecz obecnie i łakome jego zmysły i serce porwała inna, większa siła. Po chwili wrócił do listu i począł go odczytywać na nowo: »Dziękujemy za śliczne róże i do prędkiego zobaczenia«. A więc go tam chcą widzieć. Pojutrze już nie będzie tu siedział uwiązany na łańcuchu własnego słowa, ale pójdzie tam i spojrzy w te cudne oczy, patrzące niebieską smugą, i przywrze ustami do ukochanej dłoni tak, że w jednym pocałunku wypowie wszystko, co ma w sercu. Słowa będą później tylko echem. I wyobraźnia poniosła go jak rozhukany koń. Przecież Groński mówi, że tam już wszystko gotowe! Więc może