Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 02.djvu/53

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   45   —

kiego zobaczenia«. Dalej szły podpisy: Agnieszka Anney, Zofia Otocka i Marynia Zbyłtowska. Krzycki uznał list za arcydzieło prostoty i wymowy. Byłby też niechybnie ucałował każdą literę osobno, gdyby nie to, że stała przed nim panna Polcia z chmurną twarzą, wpatrzonemi w niego jak w tęczę oczyma — niespokojna i pełna już podejrzliwej zazdrości, choć widocznie nie wiedząca jeszcze, ku której z trzech pań ją zwrócić. Krzycki, nie ukrywając radości, jaką mu sprawił list, zwrócił się ku niej i zapytał:
— Co tam słychać panienko? Panie zdrowe?
— Tak, pani kazała mi się też dowiedzieć o pańskie zdrowie.
— Proszę bardzo podziękować. Doskonałe — i jeśli mnie drugi raz nie postrzelą, to z tego pierwszego postrzelenia nie umrę.
A ona, nie spuszczając z niego swych przepaścistych oczu, odrzekła:
— To chwała Bogu.
— Ale, że to panienka nie bała się wyjść w taki czas niespokojny.
— Lokaj się bał, ale ja się niczego nie boję i chciałam sama zobaczyć, jak się pan ma.
— O, to mi zuch! Bardzo panience jestem wdzięczny. Skoro jednak ten głupi strajk doro-