Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 02.djvu/46

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   38   —

— Powiadał mi służący, że jutro od rana, z rozkazu partyi, strajk dorożkarzy.
— Więc jakże te panie będą mogły jutro przyjechać?
— Prywatnym swoim powozem. Chyba, że zakażą jeździć nawet prywatnym...
— W takim razie i matka nie będzie mogła do mnie zajrzeć?
— Jeśli na ulicach będzie spokojnie, to przyprowadzę ją i odprowadzę. Czasem tak bywa, że jednego dnia ulice są burzliwe jak morze, a drugiego ciche i głuche. Oczywiście, jest to względne bezpieczeństwo, gdyż kto dziś wychodzi na miasto, ten nigdy nie może zaręczyć, że wróci. Nie ci, to tamci mogą mu wsadzić w bok nóż, albo bagnet. Ale dla kobiet jest stosunkowo bezpieczniej.
— W takim razie lepiej jednak, żeby matka wcale mnie nie odwiedzała. Wolę popiłować się jeszcze przez te trzy dni, które wyznaczył mi Szremski, niż narażać ją, albo którąkolwiek z tych pań. Niech pan odłoży swój »five o’clock«.
— Bodaj, że trzeba będzie tak zrobić! Ale twoja matka nie zgodzi się na to, żeby cię przez