Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 02.djvu/45

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   37   —

nigdy nie miał — mianowicie do kart. Powiada, że na to trzeba mieć umysłowość murzyna. Z tego właśnie powstała awantura z Dołhańskim. Ale zresztą oni się nie znosili wzajem od dawna. Obaj są, jak się ktoś wyraził, komiwojażerami, podróżującymi w cynizmie — i robią sobie konkurencyę.
— Z pomiędzy tych dwóch, wolę jednak Dołhańskiego — rzekł Krzycki.
— Bo cię bawi, a Świdwicki nie miał dotąd sposobności. Wiecznie ta sama polska słabość! — odpowiedział Groński.
A po chwili dodał:
— W Dołhańskim łatwiej zobaczyć dno.
— A na dnie pannę Kajetanę.
— Obecnie, może i naprawdę tak jest. Czy wiesz, że Dołhański przywiózł te panie następnym po nas pociągiem? — Mówił mi też, że wybiorą się zaraz z wizytą do twojej matki i do pani Otockiej.
— Pan oczywiście też dziś do nich zajrzy?
— Tak. Ja tam zachodzę codziennie. A ponieważ tobie jeszcze nie wolno wychodzić, zaproszę je jutro na popołudniową herbatę.
— Serdecznie panu dziękuję. Mnie nie wolno wychodzić, ale mógłbym wyjechać.