Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 02.djvu/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   27   —

wieniem dla naszej duszy społecznej byłaby porządna wojna domowa.
Tu umilkł i po chwili zwrócił się do Krzyckiego:
— Widzę, że pan robisz wielkie oczy, a jednak tak jest. Wojna domowa to pyszna rzecz! Nic tak nie wyjaśnia położenia i nie oczyszcza powietrza. Ale doprowadzić się do takiego stanu i nie módz jej zrobić — to dopiero szczyt nieszczęścia, albo głupoty.
— Wyznaję, że nie rozumiem — rzekł Krzycki.
A Groński machnął ręką:
— I nie staraj się, gdyż po kwadransie rozmowy nie będziesz wiedział, co jest czarne, a co białe i dostaniesz szumu w głowie, albo i gorączki, której, jako ranny, powinieneś się wystrzegać.
— Prawda! — rzekł Świdwa. — Słyszałem, a bogdaj nawet czytałem o pańskim wypadku w jakimś dzienniku i zwróciłem na to uwagę właśnie dlatego, że w domu pańskim bawił Groński i Otocka z siostrą. Ja jestem krewny nieboszczyka starego Otockiego. Musiały się kobieciny wystraszyć. Ale jeśli myślą, że tu bezpieczniej niż na wsi, to się mylą.