Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 02.djvu/304

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   296   —

lej, a stamtąd do Zalesina, gdzie były groby Otockich. Zaraz po południu zdjęto z mar trumnę — wówczas, przed jej zamknięciem, przyszła dla pani Otockiej i dla Grońskiego straszna chwila ostatniego w życiu spojrzenia na tę ukochaną istotę, która im była światłem i słońcem. Gdyby była umarła z jakiej choroby, rozpacz ich nie byłaby może mniejsza, lecz natomiast dla nich samych zrozumialsza. Ale ją zamordowano! Zamordowano to dziecko słodkie i bezwinne właśnie wówczas, gdy chciało ludziom pomagać i gdy cieszyło się myślą o tej pomocy. Zamordowano tę wcieloną pieśń, ten wonny kwiat, zesłany przez Boga na radość ludziom. I w tem właśnie było coś, co już nawet nie mieściło się w kręgu rozpaczy, lecz sięgało w krąg szaleństwa... Bo oto ostatnia chwila spojrzenia na to ukochanie, na tę młodość, na ten dziewczęcy urok, na tę białą ofiarę zbrodni i pomyłki, a potem nicość, ciemność — pustka.
Lecz przesilony ból zabija sam siebie, jak skorpion, pokrywa pomroką umysł i każe krzepnąć krwi w żyłach. — Tak stało się z siostrą zabitej. — Doktór Szremski długi czas nie był pewien, czy ją potrafi przywrócić do życia. W przerażeniu i zamieszaniu prawie nie dostrze-