Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 02.djvu/299

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   291   —

robiło się zaraz lepiej, a potem przychodzili całkiem do zdrowia. Tobie, mój gołąbku, do śmierci zapewne daleko, ale skoro to chrześcijański obowiązek, który i duszy i ciału pomaga, to trzeba go spełnić. Dobrze dziecko?...
Marynia znów zmrużyła oczy na znak zgody.
Obecni wyszli z pokoju i wrócili dopiero na odgłos dzwonka, by być świadkami komunii. Chora po przyjęciu jej leżała czas jakiś z przymkniętemi powiekami i cichą jasnością w twarzy; poczem nadeszła chwila ostatniego namaszczenia.
W pokoju zgromadziła się, prócz obecnych poprzednio, cała służba domowa i wszyscy, tłumiąc łkanie, słuchali zwykłej przed obrzędem modlitwy:
— »Panie Jezu Chryste, któryś rzekł przez swego apostoła, świętego Jakóba: »Choruje kto między wami? — niech wwiedzie kapłany kościelne, niech się modlą za nim, pomazując go olejem w imię pańskie«. Błagamy Cię, Panie Boże, Odkupicielu nasz, łaską Twego Ducha Świętego, zlituj się nad tym chorym; uzdrów jego rany, odpuść grzechy i oddal od niego wszystkie boleści duszy i ciała, a w miłosierdziu twojem zupełne mu zdrowie przywróć, aby ła-