Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 02.djvu/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   20   —

— Ja jestem stary egoista. Bo, widzisz, mam tu trochę rupieci, które w ciągu życia zebrałem, ale jednej rzeczy, choćbym był bogaty jak Morgan razem z Jay Gouldem, nie będę mógł, niestety, nigdy kupić — to jest młodości. A ty jej masz tyle, że mógłbyś bank założyć i akcye wypuszczać. Od ciebie idą po prostu promienie. Niechże mnie trochę oświecą i ogrzeją. Inaczej mówiąc, daj sobie spokój i siedź, jeśli ci u mnie wygodnie.
— Ja się tylko nie chcę rozpieszczać, bo szczerze mówię, że czuję się już zupełnie na siłach.
— To tem lepiej. Podziękuj Bogu, pannie Anney i Szremskiemu, że ci podróż nie zaszkodziła. Tego się trochę obawiałem.
— Ona mi nie zaszkodziła, ale też nie pomogła.
— Co do czego?
— Bo miałem nadzieję, że po drodze powiem mojej jasnej królewnie, co chowam w duszy, tymczasem pokazało się, że to była głupia nadzieja. Siedzieliśmy jak śledzie w przedziale, Szremski sterczał ciągle nademną jak kat nad dobrą duszą i nie było ani przez chwilę sposobności.