Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 02.djvu/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   19   —

pnego wieczora począł się z nim targować, by go wypuścił do hotelu.
— Nawet Szremski uważa mnie już za zdrowego — mówił — czego najlepszym dowodem jest, że za trzy dni pozwolił mi wyjść na miasto.
— Słyszałem o pięciu — odpowiedział Groński.
— Ale to było wczoraj, więc nie licząc dzisiejszego, zostaje trzy. Pan ma swoje przyzwyczajenia, które musi dla mnie zmieniać. Tu przecie aż miło na wszystko patrzeć, więc będę i tak do pana zachodził, ale to jest co innego przyjść na godzinę, albo nawet na dwie, a co innego wnosić zamieszanie w zwykły tryb życia.
— Powiem ci tylko jedno — odpowiedział Groński — oto pani Otocka i panna Marynia uważają mnie za starego kawalera, obiecały mi tu jutro, lub pojutrze zajść, jak to zresztą już nieraz czyniły i same i w towarzystwie panny Anney. Widzisz ten fotel: w nim siadywała podczas muzyki twoja płowowłosa. Idź, idź do hotelu! — zobaczymy, czy cię tam kto, prócz matki, odwiedzi.
— Pan jest zanadto dobry.